poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział 2

Rozzłoszczona dojechałam do domu. Przez całą drogę zadręczałam się przeróżnymi myślami, a zwłaszcza Oscarem. Wysiadłam zmęczona z auta i usłyszałam, dobiegającą z domu, głośną muzykę. Wchodząc do środka, natknęłam się na jakiegoś chłopaka. Cały dom był pełny ludzi, więc przecisnęłam się przez tłum, aby poszukać Josha i w końcu go znalazłam. Pociągnęłam go za rękę, żeby z nim porozmawiać, a on wstał opornie, wpadając na mnie. Był jeszcze w miarę trzeźwy, więc mogłam do niego dotrzeć.
-Co to ma być?! - krzyczałam, a ludzie wokół wpadali na mnie. - Gdzie mama, Sam?! - wydarłam się mu do ucha, ale on i tak pewnie nic nie usłyszał. Nic dziwnego, od tej muzyki można było ogłuchnąć.
-Młoda, zabaw się! - złapał mnie w pasie jakiś koleś, a ja odwróciłam się do niego, po czym uśmiechnęłam się sztucznie i walnęłam mu z całej siły w twarz. Josh wyprowadził mnie na ogród i złapał się za głowę. Tak to już jest, jak za dużo procentów pójdzie. Powiedział coś, ale nie wyraźnie, więc ja pierwsza zaczęłam mówić.
-Josh! Co to wszystko ma znaczyć?! - powiedziałam z taką złością, że aż naplułam mu  w twarz.
-Nigdy nie widziałaś, jak wygląda impreza? - mówił, wycierając buzię, po czym wzruszył ramionami, jakby nigdy nic. - A ty ponoć miałaś być z Oscarem. - zmarszczył czoło, a ja zrobiłam wielkie oczy, kiedy przez okno wyleciała piłka baesbollowa.
-Co?! Jak to miałam być z... Skąd ty wgl. o tym wiesz? - zapytałam nabuzowana i zaczęłam się wiercić. Miałam ochotę go walnąć. Musiałam się na kimś wyżyć.
-Boże... Młoda no poprosiłem go, żeby cię czymś zajął, bo ty byś o wszystkim wypaplała mamie - powiedział, a ja wkurzona nadepnęłam mu z całej siły na nogę. - Auaa! Pogięło cię do końca?
Wrzasnęłam, po czym odwróciłam się i poszłam do auta.
-Śpię dzisiaj u Carmen - krzyknęłam, po czym wrzuciłam torbę do bagażnika. Wsiadłam do środka i tak siedziałam przez parę minut. Wtedy byłam już pewna, że całkiem opadłam z sił. W końcu włączyłam silnik i odjechałam z podjazdu. Łzy spływały mi po policzkach, a serce biło co raz szybciej. Poddałam się, bo dlaczego tylko mi ma zależeć? Myślałam, że Oscar na prawdę mnie polubił, że może mamy jakąś przyszłość, ale to wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem.
W ciszy dojechałam dojechałam do najwyższego hotelu w całym Manhatanie i zostawiłam auto szoferowi, który pojechał nim do podziemnego parkingu. Na korytarzu zauważyłam Carmen. więc zapłakana podbiegłam do niej.
-Carmen! - zawołałam, a gdy się odwróciła, rzuciłam się jej na szyję.
-Steph?! Co ty... - zająknęła się, po czym dodała - co ty tutaj robisz? - zapytała, ale ja nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Nie dałam rady nic z siebie wydusić. - Dobra, chodźmy do mojego pokoju.
Wjechałyśmy windą na samą górę i weszłyśmy do sali na końcu korytarza. Usiadłam na jej łóżku i popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.
-Ej, co się stało? - zapytała, a ja schowałam twarz w dłoniach, ale zaraz zaczęłam jej wszystko opowiadać na przemian z płaczem. Wysłuchała mnie do samego końca, a potem przytuliła. Nie mogłam przestać płakać, więc wyszłam sama na balkon, aby wszystko przemyśleć i uspokoić się. Usiadłam na słomianym krześle. wytarłam łzy, a z pokoju usłyszałam głos Josh'a. Rozmawiał z Carmen. Dyskretnie zajrzałam do środka, a oni stali już przytuleni do ściany i wymieniali się namiętnie śliną. Tak, zapomniałam dodać, że Carmen i Josh są razem.
Specjalnie weszłam do pokoju, zabrałam swoją torbę i, wychodząc, zatrzasnęłam za sobą drzwi.
-Steph! - krzyczała Carmen, która z osuniętym ramiączkiem wyszła na korytarz, ale Josh wciągnął ją z powrotem do środka. To najgorszy brat na świecie! Nie na widzę go! Ze złości walnęłam pięścią w ścianę, a potem zbiegłam schodami na sam dół i wyszłam z hotelu. Przed oczami przejechał mi samochód ciężarowy i chlusnął na mnie ogromną falą, wjeżdżając  chyba w największą kałużę na ulicy.
-No zajebiście - westchnęłam głośno. - Lepiej być nie może.
Nagle podjechał ktoś w czarnym BMW. Otworzył okno, a ja nachyliłam się i zobaczyłam Oscara.
-A jednak - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Ruszyłam w drugą stronę, a on zaczął wycofywać, aż w końcu wysiadł z auta i podbiegł do mnie.
-Stephanie! - wołał, a ja przyśpieszyłam. - Stephanie!
Wszyscy się na nas patrzyli, a ja spaliłam się za wstydu. Postanowiłam się zatrzymać i wysłuchać, co ma do powiedzenia. Stanęłam przed nim i ze łzami w oczach popatrzyłam na niego.
-Czego chcesz? Po co ty tu wgl. przyjechałeś?
Nic się nie odezwał, tylko spuścił głowę i pociągnął nosem.
-Przepraszam cię za wszystko. To ja poprosiłem Josha, żebym mógł się z tobą umówić. Nigdy nie miałem odwagi, aby do ciebie podejść. Po prostu skorzystałem z okazji, bo wiedziałem od początku o jego imprezie. Miałem nadzieję, że zgodzisz się ze mną spotkać, a to, że Josh powiedział ci, że to on mnie do tego wszystkiego namówił, to nie prawda. Ledwo, co go ubłagałem, żeby on mi pomógł.
Myślałam, że zaraz zemdleję. Nikt nigdy nie powiedział mi takiej rzeczy. Wtedy przypomniało mi się, że mama ciągle mnie namawiała, abym znalazła sobie chłopaka. Cicho się zaśmiałam i przytuliłam go, a on objął mnie w pasie. Czułam jego ciepło, radość. Wiedziałam, że to wszystko dzięki Joshowi. Byłam mu dłużna i to dużo.
Zaczęło kropić, więc Oscar zaprowadził mnie do swojego auta. Po jakimś czasie wyjechaliśmy z miasta. Byłam tak podekscytowana, że banan nie chciał zniknąć z mojej twarzy. Poczułam jak jego dłoń jeździ po moim udzie, a kiedy skierowałam na niego wzrok, popatrzył na mnie i uśmiechnął się normalnie jak Sterling Knight. Po jakimś czasie dojechaliśmy do wielkiego białego domu z pięknym zadbanym ogrodem, a na środku stała ogromna kamienna fontanna. Oscar wysiadł i podszedł z drugiej strony auta, po czym otworzył mi drzwi, podał mi rękę, a ja wysiadłam. Nie byłam pewna tego, co robię. Weszliśmy do środka i wszędzie było pusto i ciemno.
-Spokojnie, nikogo nie ma w domu - powiedział, po czym klasnął dwa razy w ręce i zapaliły się chyba wszystkie możliwe światła. - Zaraz wrócę.
Oscar pobiegł kręconymi schodami na górę, a ja postanowiłam się rozejrzeć. Weszłam na lewo do ogromnego salonu i ujrzałam wokół szklane gabloty ze zdjęciami i nagrodami jego ojca.
Ciągle zadręczałam się tym, dlaczego Oscar mnie tu przywiózł, po co to wszystko? Nie ustałam na nogach, więc usiadłam na dużej skórzanej kanapie i powoli zasnęłam.

*   *   *

W nocy obudził mnie głośny pisk auta. Wstałam leniwie, a zaraz podszedł do mnie Oscar.
-Co to było? - zapytałam  zaspana i, zamykając oczy, położyłam głowę na jego ramieniu, a on się zaśmiał, kiwając głową.
-Mój tato przyjechał po jedną rzecz.
-Twój tato?! - zaczęłam szybko poprawiać włosy, a potem podciągnęłam osunięte ramiączko biustonosza.
-Tak, ale już pojechał, bo za dwa dni ma rozdanie nagród w Sydney i kończy swoją karierę.
-Oh... - westchnęłam, po czym ułożyłam się ponownie na kanapie. Przecież to byłby zaszczyt poznać kogoś takiego.
-Steph - powiedział cicho, kiedy ja siedziałam z głową opartą o kanapę. Przymrużyłam oczy i nagle poczułam jego dłoń na swojej ręce, a gdy je otworzyłam, on siedział nieruchomo obok mnie. Nastała chwila ciszy. Nie chciałam działać za szybko i nie mogłam też wyjść przed nim na idiotkę. Dobrze wiedziałam, do czego zmierza. Bardzo tego pragnęłam, tylko nadal nie mogłam zapomnieć o tym, jak przedtem się wobec mnie zachował.
Usiadł bliżej i przejechał dłonią po moim policzku. Przeciągał to i przeciągał, a ja po prostu usiadłam na jego kolanach i zaczęłam go całować. Nie wiem, co mnie opętało. Czułam jego zdziwienie, ale i radość. Był taki delikatny, ostrożny, a wszystkie ruchy wykonywał powoli, co było naprawdę świetne. Miałam tylko nadzieję, że się do mnie nie zrazi. Zdałam sobie sprawę, że zależy mi na nim i to bardzo.
Odchylałam głowę, a on całował mnie po szyi i dekoldzie. Co najmniej trzy malinki miałam na pewno. Przyciągnął mnie do siebie, a potem się zaczęło. Przejeżdżał rękami po mojej talii, a następnie ułożył je na moich pośladkach. Odsunęłam się i zagryzłam dolną wargę. Nie mogłam, nie chciałam, nie potrafiłam. Może nie chodziło mu o to damo, co mi, ale wolałam przestać niż będzie za późno.
Znałam go tyko jeden dzień, a już był mi bardzo bliski. Wiedziałam, że prędzej czy później i tak będę musiała wrócić do swojego szarego życia.
-Muszę iść. Mama pewnie mnie zabije... - przerwałam i ziewnęłam głośno, a on wstał i powiedział.
-Przecież jest środek nocy - objął mnie w pasie, a jego oddech poczułam na swoich bladych policzkach. Był piękny, niesamowity. - Zostań chociaż do rana.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam ten staroć i przeczytałam sms-a od Josha: "Gdzie ty jesteś?! Mama zaraz wróci!"
-Przepraszam, ale naprawdę muszę już lecieć, bo inaczej będę miała przerąbane - odsunęłam się od niego i powoli podniosłam swoją torbę. Wyprostowałam się, a on odprowadził mnie do drzwi. Stanęłam w progu i spojrzałam na niego. Byłam ciekawa, jak będzie wyglądało nasze pożegnanie. Widząc jego smutną minę, przytuliłam go, ale on pragnął czegoś innego, czułam to.
Przejechałam ustami po jego wargach, po czym wybiegłam po schodach z ganku, a na podjazd wjechała taksówka. Wsiadłam do niej i mężczyzna zawiózł mnie do domu. Było ciemno i zimno. Pogrążyłam się w myślach dotyczących mnie i Oscara. Podkurczyłam nogi, siedząc tak do końca drogi, patrzyłam przez okno na spływające po szybie krople deszczu.
Dojechaliśmy pod sam dom. Wysiadłam pospiesznie z auta i pobiegłam w stronę drzwi. Weszłam do środka, a to co zobaczyłam to był istny koszmar. Przewrócona kanapa, rozbite lampy, szyby i wszystko, co możliwe leżało na ziemi, jakby przeszło tamtędy tornado. Ktoś zapukał do drzwi, więc tylko je uchyliłam, żeby nikt nie zobaczył tego syfu.
-Kto tam? - zapytałam drżącym głosem i przyłożyłam ucho do drewnianych drzwi, po czym przytrzymałam mocno klamkę. Stałam przerażona, aż w końcu usłyszałam znajomy głos.
-Stephanie, to ja Sam - Sam to facet mamy. Nie chciałam go wpuścić, bo by mi się oberwało, chociaż wiedziałam, że to wszystko wina Josha.
-Stephanie! Otwórz drzwi! - powiedziała stanowczo moja mama.
Ze strachu  przekręciłam klamkę, a wtedy oni weszli do środka. Josh zbiegł ze schodów i zatrzymał ich w przedpokoju.
-Mamo... ja nie wiem, jak to się stało.
Sam przecisnął się obok niego i poszedł do salonu. Wiedziałam, że to się źle skończy, więc po cichu udałam się do swojego pokoju. Słyszałam piski i krzyki złości. W sumie to nawet się cieszyłam, że w końcu mu się oberwało. Miałam dość hałasu, więc wyszłam przez okno i zeszłam po drzewie, kierując się do garażu, gdzie czekała na mnie już moja Honda. Poszperałam trochę pod maską, a potem wyczyściłam ją na podjeździe. Postanowiłam pojechać do Frowtown, były tam najlepsze trasy wyścigowe. Sprawdziłam jeszcze, czy cała trójka nadal się kłóci, a potem wyjechałam spod domu, wyjechałam z miasta.
Dwie godziny o wschodzi słońca minęły bardzo szybko. Kiedy dojechałam na miejsce, wokół stało mnóstwo samochodów. Wysiadłam z auta i rozejrzałam się. Dopiero po chwili zoriętowałam się, że ma się odbyć turniej eliminacyjny do rajdu terenowego.
Podeszłam do barierki, gdzie stali wszyscy uczestnicy eliminacji. Stanęłam za ostatnią osobą, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.
-Steph?! - usłyszałam męski głos. Odwróciłam się, ale rażące słońce zasłoniło mi cały obraz. Skrzywiłam się, po czym ręką zasłoniłam światło i ujrzałam Oscara w kostiumie rajdowym. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on dodał. - Co ty tu robisz?
Pomyślałam, co mam mu powiedzieć. Chciałam zrobić Oscarowi na złość, tak jak on mi, więc odpowiedziałam:
-Przyjechałam, żeby wziąć udział w turnieju.
Uśmiechnęłam się sztucznie, a on stanął jak wryty. Pomachałam mu ręką przed oczami, aby się ocknął.
-Żartujesz co nie? To nie jest dyscyplina dla dziewczyn... - wkurzył mnie tym.
-I znowu to robisz! Uważasz, że jestem gorsza? Że nie dam sobie rady?!
Odwróciłam się, przejeżdżając włosami po jego twarzy i poszłam szybko do stolika z zapisami. Wpisałam swoje imię i nazwisko, a potem spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Wiedziałam w co się pakuję. To były zawody śmierci, a ja byłam co raz bliżej niej.

sobota, 19 maja 2012

Rozdział 1

Cześć, jestem Stephanie, dla przyjaciół Steph. Pewnie zanim przeczytasz to opowiadanie, zobaczy je tylko jedna osoba - Joe, mój przyjaciel. O czym jest ta historia? Mogę ci tylko powiedzieć, że to wszystko zdarzyło się na prawdę.

To była późna wiosna. Przygotowania do wyścigu Josh'a oraz monotonne nawały dziennikarzy i fotoreporterów na nasz dom. Josh to mój brat, a od kiedy zaczął wygrywać rajdy terenowe, nie mamy ani chwili spokoju. Mieszkaliśmy z mamą i jej chłopakiem w małym miasteczku. Rodzice rozstali się, gdy miałam 13 lat. Jako 16-latka zaczęłam się interesować czymś bardziej dziewczęcym niż terenówki np. taniec czy śpiew, ale to  było nie dla mnie. Wiedziałam, że moje miejsce jest w garażu przy autach. Obecnie jestem w trzeciej klasie liceum, więc powinnam się już rozglądać za chłopakami, tak przynajmniej uważa moja mama, jednak ja myślę, że mam jeszcze czas.
Wiosenne przygotowania do pierwszego wyścigu dobiegały końca. Za cztery dni miał być pierwszy rajd, a Josh pierwszy raz miał to wszystko gdzieś. Sława poprzewracała mu w głowie, a laski? W miesiącu potrafi mieć nawet cztery i to na raz, ale gdy próbuję go otrząsnąć z tego wszystkiego on po prostu mnie zbywa. To już nie jest mój brat. Kiedyś wiecznie pracowaliśmy w garażu, a teraz udaje, że mnie nie zna. Rodzice też to zauważyli, ale im chodzi tylko o kasę. Nie chciałam nikomu zawracać głowy, więc poszłam do garażu, aby wyczyścić swoje auto i podjechał w długim czarnym BMW jakiś chłopak. Wysoki, szczupły blondyn wysiadł z samochodu, a kiedy skierowałam na niego wzrok, podbiegł do mnie i zdyszany zaczął:
-Cześć, jest może Josh w domu? - zapytał, ściągnął okulary przeciwsłoneczne i poprawił grzywkę. Miał na sobie biały t-shirt, jeansowe spodnie do kolan i czarne Vansy. Odłożyłam mokrą gąbkę, po czym wytarłam ręce o spodnie.
-Raczej nie, chyba ma teraz wywiad w telewizji.
-Aha. To ja już pójdę - podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam i wróciłam do pracy. Powoli się wycofał, ale zaraz zawrócił i zapytał. - Masz może czas dziś wieczorem?
-Mam dużo pracy w garażu i wgl - powiedziałam mało przekonująco, a on podszedł bliżej i spojrzał na wiadro z wodą.
-Czyli mycie auta - uśmiechnął się i oparł się o maskę mojej nowej Hondy.
-Tak, jak widać - powiedziałam, po czym ominęłam go, aby wylać brudną wodę, a on wstał i włożył ręce do tylnych kieszeni.
-To... - podrapał się po głowie - może ci pomogę?
-Już skończyłam, więc raczej nie - uśmiechnęłam się sztucznie, po czym zapytałam. - Może byś się przedstawił, co? - zachichotałam i wyszłam z garażu na słońce, spinając włosy w koka, a on poszedł za mną.
-Jestem Oscar - poprawił grzywkę, delikatnie się uśmiechając.
-To tobie Josh ostatnio rozwalił auto? - zapytałam i zaśmiałam się pod nosem.
-Taaaa - westchnął. - Dlatego między innymi tutaj przyjechałem - w tym momencie chwycił mnie za rękę i dodał. - Może potem zdradzę ci ten drugi  powód, a teraz idź się przebrać, czekam w aucie.
Stałam przez chwilę osłupiała, po czym, cofając się, weszłam do domu i pobiegłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy luźny błękitny t-shirt z napisami oraz krótkie poszarpane jeansowe spodenki. Przebrałam się, a kiedy wyszłam z pokoju wpadłam na pijanego Josh'a.
-Co ty tu robisz?! A wywiad?
-Jaki wywiad? Pogięło cię? -  obijał się o ściany, aż w końcu upadł na podłogę. Miałam go już dosyć, więc przeszłam obojętnie obok niego, po czym zeszłam na dół. Wyjrzałam przez okno, a Oscar stał oparty o maskę swojego BMW. Założyłam trampki, po czym wybiegłam z domu i podeszłam do niego, a on powiedział:
-To może wyścig? Za rogiem jest długa ulica, więc... - przerwał i popatrzył na mnie tak, że aż miałam motylki w brzuchu. Uniósł brwi, przez co zmarszczył też czoło i wyglądał wtedy świetnie.
-Sam tego chciałeś - odwróciłam się, poszłam do garażu, a kiedy  już wyjechałam na ulicę, on stał na drugim pasie. Popatrzyliśmy przez chwilę na siebie, więc postanowiłam wystartować pierwsza. Co jakiś czas patrzyłam w lusterko, jak bardzo został w tyle. Kiedy byłam już na skrzyżowaniu, z poślizgiem i piskiem skręciłam w lewo. Przejechałam raz na czerwonym świetle, a na następnym zakręcie Oscar mnie dogonił. Zajechał mi drogę i w końcu zatrzymał się na małym parkingu przy wesołym miasteczku. Wysiadł, więc ja też to zrobiłam, po czym podeszłam do niego.
-Po co tu przyjechaliśmy? - rozejrzałam się i usiadłam na ławce obok.
-Wstawaj - podał mi dłoń. - Gdzieś cię zaprowadzę.
Nie pewnie poszłam za nim do cichego miejsca około kilometra od wesołego miasteczka. Znaleźliśmy się w małej drewnianej chatce pełnej pucharów i medali. Nigdy nie widziałam tylu nagród.
-To wszystko twoje?
Podeszłam do szklanych gablot i nie mogłam oderwać wzroku.
-To rzeczy mojego ojca, chciałbym mu kiedyś dorównać, a to - wskazał palcem na największe trofeum - to nagroda za 1 miejsce w mistrzostwach świata w wyścigach terenowych.
Pomyślałam przez moment i wpadłam na świetny pomysł.
- Mogę ci pomóc - powiedziałam, a kiedy popatrzyłam na niego, na jego twarzy widniał już uśmiech.
-Ta, jasne... - zakpił ze mnie i popatrzył mi w oczy. - Słuchaj, to nie jest robota dla dziewczynek - podszedł bliżej, po czym chwycił mnie za ręce, a ja wyrwałam je szybko i odpyskowałam.
-Myślisz, że nie dam sobie rady?! - powiedziałam, a jego aż zatkało. Miałam nadzieję, że zabrzmiało to dość przekonująco. - Nigdy nie widziałeś mnie w pracy - prawie krzyknęłam. - Daj znać, jak się zastanowisz - wybiegłam z drewnianego domku i ze łzami w oczach doszłam do mojego auta. Wyjechałam z parkingu, ale zaraz zatrzymał mnie Oscar. Chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
-Spotkajmy się jutro w moim garażu - powiedział ze skruchą, a ja zatrzasnęłam i odjechałam na pełnym gazie. Co on sobie myślał? Dziewczyna też przecież potrafi pracować przy aucie! Miałam go dość.

piątek, 18 maja 2012

Bohaterowie


 
 




Josh Colin. Brat Stephanie, ma 20 lat. Jest mistrzem wyścigów terenowych.










Stephanie Colin. Bohaterka opowiadania, ma 18 lat. Kończy liceum, kocha auta i chciałaby wiązać z tym swoją przyszłość.